Codziennik

Dziele się ciekawym spostrzeżeniem...

mego druha Romana Zielonki, które warto przeczytać.."...Czy można się wzruszyć oglądając film dokumentalny? Jasne, że można, a ja jestem teraz tego ledwie żywym przykładem. A piszę te kilka słów na gorąco, gdy adrenalina jeszcze we mnie buzuje, i piszę do Ciebie, bo film jest historią z Twojej, a właściwie teraz to już Waszej, Szalakowej, branży. Ot, historia pewnego studia nagrań, ponoć słynnego, ale kto oprócz kasty zainteresowanych zawodowo i garstki nawiedzonych fanów

muzyki, zna nazwy studiów nagraniowych. Stare wytwórnie płytowe to co innego, ich nazwy utrwalały się automatycznie podczas obcowania z winylami, ale o studiach ja przynajmniej mam wiedzę szczątkową, a tak naprawdę to żadną.Dwie godziny temu zaległem na wyrku przed telewizorem, wkur.... jeszcze po dramatycznej porażce Radwańskiej w Singapurze, aby odespać złe emocje. Coś tam na TVP Kultura rzępoliło, więc niech sobie cicho rzępoli, a ja odwrócony do tego dupą se drzemnę. Ale jakoś Morfeusz mnie zaniedbywał więc coraz więcej tego rzępolenia do mnie dochodziło. Lektor od czasu

do czasu się wtrącał, czyli pewnie jakaś kolejna Historia czegoś tam, blusa, rocka, albo jakiegoś zespołu. Gitarki fajnie chodziły, chociaż nie koniecznie w moim ulubionym klimacie, jednak jako że spania nie było to się odwróciłem frontem i pogłośniłem telewizornię. Sprawdzam co to takiego, a info powiadamia mnie, że to o studiu nagrań Sound City. No niech będzie, posmotrim. Film już w połowie, a mnie dźwięki i komentarze zaczynają coraz bardziej wciągać. Zwłaszcza komentarze, nostalgiczne, coraz ciekawsze, czasem śmieszne, a czasem dramatyczne. I muzyka wydaje mi się coraz ciekawsza, aż po chwili chce

mi się podłączyć słuchawki i jeszcze bardziej wejść w ten klimat. Ale słuchawki w jednym miejscu, przedłużacz w innym, a jak zacznę się podłączać, ustawiać, kręcić wzmacniaczem, to i film pewnie się skończy. No i nie podłączyłem, czego teraz trochę żałuję. Ale może to i lepiej, bo pewnie bym się jeszcze bardziej roztelepał, a tak tylko dreszcze...Cóż mnie tak wciągnęło, żeby nie napisać walnęło? Sam nie wiem, ale chyba najbardziej nostalgia tych wszystkich tuzów rocka, a przewija się ich niezła plejada, opowiadających o robieniu czegoś wspólnie, o przyjaźniach, emocjach, wspaniałych i okropnych

przeżyciach podczas tworzenia muzyki. O przemijaniu pewnej epoki, o brutalnym nadejściu zimnej i cholernie sprawnej komputerowej elektroniki, która momentalnie zniszczyła stare dobre czasy, by wykreować nowe jakości. Coś się skończyło, coś rozpoczęło. Jak w fotografii. A ja niedawno od nowa nazbierałem powiększalników, kuwet, zegarów ciemniowych, by popróbować wrócić do dawnych klimatów wywoływania zdjęć przy czerwonej żarówce. A raczej popatrzeć od czasu do czasu na Krokusa, pobawić się Pentaconem Six Tl, czyli odświeżyć klimaty dawnych, młodzieńczych pasji. Natomiast pałkarz z Nirwany odkupił

od plajtującego Sound City starą konsolę wielkości trzech fortepianów, żeby dzięki niej nagrać jeszcze płytę, choćby jedną, ale z ludźmi dla których niegdyś była ona tak ważna jak dla niego. Krzepiące jest poczucie, że w swoich nieracjonalnych sentymentalnych wybrykach nie jestem sam.Dożo w tym filmie szczerości a mało pozy, no bo jeśli gość ze spuszczoną głową wyznaje, że niegdyś brzydko się rozstał z twórcą Sound City, czego dziś żałuje, ale los pozwolił mu się z nim pogodzić przed jego śmiercią, i widać że nie jest to łatwe wyznanie, to raczej nie ma w tym pozy. Na końcu muzycy trzech pewnie pokoleń nagrywają

utwór z dziadkiem McCartney’em, który dla wielu z nich zawsze był guru, i patrzenie na to sprawia mi niesamowitą frajdę, chociaż utwór słyszę po raz pierwszy. Na dodatek Paul McC pogrywa na Cigar box gitar, zupełnie takiej, jaką przywiózł do Habkowców Tomek Szwed, czego byłeś świadkiem, więc ma to dla mnie dodatkowy sentymentalny smaczek.Piszę o tym dość obszernie chociaż niewykluczone, że widziałeś ten film (powstał stosunkowo niedawno, bo w 2013), a Michał to już na pewno go oglądał w ramach edukacji. Jeśli nie, to szybko przenieś go do jakiejś lepszej szkoły dla akustyków!Ot, i tyle...

Podzieliłem się na gorąco czymś, co wydaje mi się ważnym przeżyciem. Pewnie jeśliby to było o armaturach łazienkowych to napisałbym do Dzwonka, a tak Ty padłeś ofiarą. Na wszelki wypadek dodam, że nie znajduję się pod wpływem ani alkoholu, ani innych środków wpływających na funkcjonowanie centralnego układu nerwowego, jeno pod wpływem dość silnych emocji wiążących się z moją chwiejną konstrukcją psychofizyczną.No dobrze, wyślę tego maila też do Dzwonka, i jeszcze kilku osób, bo może natchnie to kogoś do obejrzenia tego filmu, co powinno dodatnio wpłynąć na poczucie zadowolenia

z udziału w górnym segmencie kultury masowej, tak dopieszczonej ostatnio przez Komitet Noblowski, jak też być może, na dalszy wszechstronny rozwój osobowości. A to, by obcować z ludźmi o jak najbogatszym wnętrzu, leży przecież w moim partykularnym interesie! Filmu w internecie nie znalazłem, jednak wyłowiłem z sieci jego zajawkę, adres do której poniżej podaję. Po tym śladzie można dojść do kolejnych jego kilku fragmentów..." A ja dzielę się owym porannym e-mailem z Wami Kochani.

https://www.youtube.com/watch?v=HQoOfiLz1G4